Nie koniecznie chodzi o to, aby mówić jak być powinno (takie moralizatorstwo zostawmy etykom i biskupom).(...) Natomiast samemu socjologowi po prostu takie „wizjonerstwo” nic nie daje, może prowadzić do wypaczenia interpretacji zachodzących wydarzeń i pisania subiektywnej teorii, teorii, której brakuje rzeczywistej podstawy.
Teneskimos napisał ciekawą rzecz. Stwierdził, że socjolog nie może mówić "że coś zmierza w złym kierunku" (bo jak rozumiem socjolog przestaje wtedy być socjologiem, a staje się publicystą). Kiedy socjolog-naukowiec zauważa ujemny przyrost naturalny i na podstawie swojej wiedzy (oraz badań) wie, że prowadzić to może do ZŁYCH konsekwencji, to czy nie ma moralnego obowiązku ostrzec państwa (polityków, społeczeństwa)?
PS. Jaki interes ma państwo w tym aby kształcić socjologów, skoro są nieprzydatni, bo niby nie potrafią lub nie chcą mówić "że coś zmierza w złym kierunku"?