Dorzucę się z głosem ambiwalencji, czyli jednoczesnym widzeniem korzyści i strat.
Do korzyści zaliczam rozumienie charakteru nauki, czego kompletnie nie wynosi się z podstawówki i szkół średnich, a w minimalnym stopniu lub żadnym z innych dziedzin studiowania. Po niczym jak po socjologii nie wie się tak dotkliwie, że nauka to gigantyczna kłótnia, a stan wiedzy to kocioł. Bez socjologii myśli się, że to jakiś monolit o różnych gałązkach, które się zgłębia lub rozwija na miarę swoich talentów. Gdy socjologa w dyskusji, ktoś chce znokautować zdaniem "To jest niezgodne z nauką", to jest na niego głęboko impregnowany. Plus.
Gdy w reklamie słyszy zwroty, że "naukowcy odkryli", "badania naukowe potwierdzają", to z automatu wie, że to chwyty na tych z małym lub ścisłym wykształceniem, bo drudzy naukowcy odkryli coś dokładnie przeciwnego, a badań na podważenie tych jakoby już coś potwierdzających dałoby się wymyślić jeszcze z dziesięć. Drugi plus.
Socjologowie nie są poddawalni gradacjom, który z nich opanował więcej wiedzy, a który mniej, tylko dzielą bardzo klarownie na tych uzdolnionych do samodzielnego myślenia lub nie, ponieważ ich zadaniem jest albo wymyślenie wszystkiego od nowa, dlaczego życie społeczne kręci się tak, a nie inaczej, albo spawozdawczość w zakresie istniejących metod badawczych, poglądów i teorii. A to akurat tylko fakt. Nie wiem, czy plus, czy minus.
Minusem - nie tyle ze studiowania socjologii, co samej technokracji w nauce - jest jałowość w przekładaniu się na jakość życia ludzi, którzy tej socjologii nie przerobili i nigdy nie poznają. Socjologia z tym swoim pędem do rozumienia wszystkich ról społecznych istnieje sobie, a człowiek je pełniący sobie. Sztuka dla sztuki. Socjolog nie otwiera gabinetów z poradnictwem o systemach sprawowania władztwa, znaczeniu konfliktów na zmiany społeczne itd itp. A może powinien przynajmniej parytety w sejmie dla siebie wywalczyć

, bo on ma teoretycznie większy wgląd w skutki decyzji dla całych społeczeństw, niż wysoko ceniony w parlamencie ekonomista czy prawnik lub politolog.
To że wolałabym widzieć korzyść materialną z tego, że studiowałam właśnie socjologię, a nie stomatologię też prawda. Ale taka natura ludzi, że łatwiej im wynagradzać tych, którzy potrafią podreperować ich samych, a nie ich jako wspólnotę. Co zrobić? Wymordować psychiatrów jak Kaim Abla?