Moje pierwsze rozumienie rozpoczętego tematu niekoniecznie było trafne, ale ponieważ autor się nie odezwał (ani nikt poza mną), to nijak mi to było kontynuować.
Matka chora psychicznie, a patrzenie na wszystkich od kolebki w sposób seksualny to trochę różne sprawy. I zdaje się, że tu (w tym temacie) bardziej chodzi o to drugie.
Stety czy niestety jest to tak częste, że nikomu nie przyszłoby kwalifikować takiego nawyku jako zaburzenia. W mniejszości są osoby niewychowujące dzieci do łóżka, małżeństwa i stosunkowania płciowego. Takie które są niezaabsorbowane ustawicznym myśleniem o tym i ocenianiem ludzkiej (dziecięcej) przydatności do seksu. Nie wiem, dlaczego to tak jest, bo sama do tej mniejszości się zaliczam, więc większości ludzi na tym świecie nie rozumiem. Nie rozumiem pod tym względem.
A w życiu nie tylko doświadczyłam nie raz skończonego chamstwa (niewyczucia) i uświadamiania jakbym była ulepiona z innych praw natury, ale także skarg masy ludzi, którzy czuli się podobnie na siłę wpychani w jakąś inność i tyły w znajomości biologii, przydatności dla przyrody w ogóle. Bo skarżących się na to, że ktoś widzi i wytyka ich nie taką figurę ("kto cię zechce z takimi małymi cyckami", "kup buty na obcasie to nie będzie widać jakie masz krótkie nóżki" itp), albo przeciwnie umie tylko cmokać nad "apetycznością", "przystojnością", "wzięciem i powodzeniem" jest masa. Masa, ponieważ ci sami ludzie, których boli traktowanie ich jak mięsa i spowiadanie czy na pewno kogoś mają oraz jak to robią (bo pewnie źle i dlatego są zdradzani, albo niezadowoleni lub bez pojęcia co dobre itp.) sami nie umieją się powstrzymywać przed taksowaniem innych, przed wścibstwem, przed narzucaniem swojej własnej wrażliwości seksualnej jako idealnej i obowiązkowej

.
Pięknie by było, żeby rodzice byli w tym wyjątkami, albo choćby umieli się ugryźć w język wobec dzieci. Nie są i nie umieją (na ogół). Dlatego w którymś momencie zaczynają budzić odrazę swojego potomstwa, wstręt i pogardę

.