Chyba musze kupic tego newsweeka, moze mi ktos wytlumaczyc ten paradoks?Polacy to religijni analfabeci - wynika z badań, jakie dla "Newsweeka" przeprowadziła firma SMG/KRC.
Tylko 20 proc. osób, określających się jako wierzący katolicy, umie wymienić dziesięć przykazań, a ponad 30 proc. nie zna żadnego. Jedynie 18 proc. potrafi podać imiona czterech ewangelistów, a prawie 43 proc. z tych, którzy określają się jak głęboko wierzący, jest zdania, że można wyspowiadać się z grzechu pierworodnego.
Polacy ciągle chętnie określają się mianem katolików, jednak ich wiara ma coraz mniej związków z nauką Kościoła. Coraz częściej staje się zbiorem zupełnie prywatnych wyobrażeń.
Sondaż przeprowadzono na reprezentatywnej próbie 1000 dorosłych Polaków. Tekst i pełne wyniki badań w świątecznym numerze "Newsweeka".
Źródło: "Newsweek": Polacy to religijni analfabeci @ Onet.pl
"Newsweek": Polacy to religijni analfabeci
"Newsweek": Polacy to religijni analfabeci
Widzisz wiekszosć z nas przejeło Wiare ojców bezrefleksyjnie, po prostu są katolikami bo nimi są, ale kto z nich powie ci dlaczego nim jest i o co tak naprawdę w tej wierze chodzi.
Wiedza która sie odtwarza przygotowujac sie do bierzmowania to za mało, lekcje religii to za mało, bo wszystko sie po prostu przekazuje ale nie zmusza do myslenia i nie dosć dokładnie wyjaśnia, być moze nie własciwi ludzie nauczają religii, rodzice nie potrafią dziecku przekazać tych nauk, po prostu masz wierzyć i juz i najlepiej nie zadawać zbyt wiele pytań na które nie ma odpowiedzi.
Znam osobiście kilka "m.beretów", one znają wiele z zasad i przykazań jednak każdej z nich jestem w stanie udowodnić ze jest złym człowiekiem i ja mimo iż nie jestem praktykujacy prędzej sie dostane do raju niz one, czy to oznacza że one naprawde sa wierzacymi katoliczkami, skoro bronia wiary a swoim postepowaniem każdego dnia udowadniaja ze nie rozumieją treści swojej wiary.
Wiedza która sie odtwarza przygotowujac sie do bierzmowania to za mało, lekcje religii to za mało, bo wszystko sie po prostu przekazuje ale nie zmusza do myslenia i nie dosć dokładnie wyjaśnia, być moze nie własciwi ludzie nauczają religii, rodzice nie potrafią dziecku przekazać tych nauk, po prostu masz wierzyć i juz i najlepiej nie zadawać zbyt wiele pytań na które nie ma odpowiedzi.
Znam osobiście kilka "m.beretów", one znają wiele z zasad i przykazań jednak każdej z nich jestem w stanie udowodnić ze jest złym człowiekiem i ja mimo iż nie jestem praktykujacy prędzej sie dostane do raju niz one, czy to oznacza że one naprawde sa wierzacymi katoliczkami, skoro bronia wiary a swoim postepowaniem każdego dnia udowadniaja ze nie rozumieją treści swojej wiary.
Głęboko wierzący...we własnym przeświadczeniu, praktykujący...z nawyku, no pięknie... ale są też ludzie, którzy działają w różnych wspólnotach i rozwijają swoją wiarę.Dlatego wydaje mi się, że wiedza o dogmatach wiąże się z naszym zaangażowaniem głównie w pracę nad sobą w ramach Kościoła. Z pewnością przejęłam wiele "zwyczajów" od rodziców, jak niejedzenie w piątki mięsa czy chodzenie w niedziele na Mszę Św., ale jeżeli zaczynam świadomie podchodzić do wiary, to chcę ją najpierw poznać.
Może nie powinniśmy tak szybko być bierzmowani, może sami powinniśmy decydować czy naprawdę wierzymy. Tylko czy wtedy nadal byłoby tak wiele osób deklarujących się jako katolicy?
Nie wydaje mi się, by wyznawcy Islamu mieli mniej ograniczeń, nakazów itp. lae ich wiara wymaga dużego zaangażowania i poświęcenia, co nie stanowi większej przeszkody.
Może nie powinniśmy tak szybko być bierzmowani, może sami powinniśmy decydować czy naprawdę wierzymy. Tylko czy wtedy nadal byłoby tak wiele osób deklarujących się jako katolicy?
Nie wydaje mi się, by wyznawcy Islamu mieli mniej ograniczeń, nakazów itp. lae ich wiara wymaga dużego zaangażowania i poświęcenia, co nie stanowi większej przeszkody.
Autorze, powiem Ci wiecej - cały świat składa się z religijnych analfabetów i jest to wiadome bez żadnych badań, więc nie warto popadać w kompleksy przez co co tam wydumał Newswwek.
Rozumienia pojęć przeważnie uczymy się w kolejności od zetknięcia z desygnatem danego pojęcia (przedmiotowym, sytuacyjnym), a dopiero potem dokonujemy weryfikacji z teorią mówiąca o tym pojęciu, co ono oznacza t.j. w czym ów desygnat widzieć. Czasem jednak bywa tak, że żadna teoria o danym pojęciu nie istnieje i rodzi to wówczas całą masę tzw. interpretacji o tym czym to pojęcie jest. Tak właśnie jest z pojęciem religia - podsuwa nam się rozmaite desygnaty, jako prawdziwe, a teoria umożliwiająca dokonanie weryfikacji nie istnieje.
W naszym obszarze kulturowym najpospolitszym sposobem zapoznawania się z czymś co ma być desygnatem religii są tzw. lekcje religii udzielane przez Kościół rzymskokatolicki. Kto ich nie pamięta na czym polegają, bądź nie ma takich danych, to podaję przykłady dotyczące uczniów szkół podstawowych. Narysuj przykazania: nie cudzołóż, nie kradnij, nie zabijaj; napisz czym ty i twoje rodzeństwo sprawiliście przyjemność Jezusowi Chrystusowi; opisz zdarzenie kiedy doświadczyłeś pomocnej dłoni Pana Boga. I tak po każdej lekcji pojawia się polecenie do dziecka, aby wymyśliło desygnat (obraz) nie do utworzenia. Polecenie mające pokazywać jedynie nieprzydatność do niczego jego myśli (ileż to pogardy do człowieka musi być w autorze takiej książeczki...).
Takie doświadczenia człowiek przyswaja jako pojęcie religii (więzi -po polsku), co jest nonsensem. Jedyne poprawki, jakie w miarę doświadczenia nanosi, mówią o tym, że religie (więzi) bywają różne, co jest takim samym nonsensem. Ale ów nonsens znajduje przełożenie nawet na prawo cywilne np. pojęcie trzech więzi (trzech religii;)) zalicza się do kompletu gwarantującego trwałość związku małżeńskiego... Zwróćcie uwagę, że przez to przyjęliśmy za poprawne nawet pojęcie - religia gospodarcza - choć bez tego kolażu ze słowem w wersji łacińskiej, nikt się nad tym nie zastanawia (pardon - czytałam o socjologu, który zdaje się rozumieć ten problem, że brak na świecie naukowej teorii religii (więzi) wywołuje zażarte walki o samo rozumienie tego słowa; nazywa się Andrzej Bronk).
Gdy mamy 100 i więcej "religii", a jeszcze mnożą się bez końca, to musimy powoływać tzw. religioznawcę do ich zgłębiania, by wyjaśniał ogółowi na czym polegają, ale gdyby powstała naukowa definicja religii, a przynajmniej tak naukowa, by nie dało się do tego worka wrzucać kompletnie wszystkiego łącznie z antyreligią (antywięzią), to nawet religiologa nie trzebaby było do uczenia ludzi, co to w ogóle jest religia.
Rozumienia pojęć przeważnie uczymy się w kolejności od zetknięcia z desygnatem danego pojęcia (przedmiotowym, sytuacyjnym), a dopiero potem dokonujemy weryfikacji z teorią mówiąca o tym pojęciu, co ono oznacza t.j. w czym ów desygnat widzieć. Czasem jednak bywa tak, że żadna teoria o danym pojęciu nie istnieje i rodzi to wówczas całą masę tzw. interpretacji o tym czym to pojęcie jest. Tak właśnie jest z pojęciem religia - podsuwa nam się rozmaite desygnaty, jako prawdziwe, a teoria umożliwiająca dokonanie weryfikacji nie istnieje.
W naszym obszarze kulturowym najpospolitszym sposobem zapoznawania się z czymś co ma być desygnatem religii są tzw. lekcje religii udzielane przez Kościół rzymskokatolicki. Kto ich nie pamięta na czym polegają, bądź nie ma takich danych, to podaję przykłady dotyczące uczniów szkół podstawowych. Narysuj przykazania: nie cudzołóż, nie kradnij, nie zabijaj; napisz czym ty i twoje rodzeństwo sprawiliście przyjemność Jezusowi Chrystusowi; opisz zdarzenie kiedy doświadczyłeś pomocnej dłoni Pana Boga. I tak po każdej lekcji pojawia się polecenie do dziecka, aby wymyśliło desygnat (obraz) nie do utworzenia. Polecenie mające pokazywać jedynie nieprzydatność do niczego jego myśli (ileż to pogardy do człowieka musi być w autorze takiej książeczki...).
Takie doświadczenia człowiek przyswaja jako pojęcie religii (więzi -po polsku), co jest nonsensem. Jedyne poprawki, jakie w miarę doświadczenia nanosi, mówią o tym, że religie (więzi) bywają różne, co jest takim samym nonsensem. Ale ów nonsens znajduje przełożenie nawet na prawo cywilne np. pojęcie trzech więzi (trzech religii;)) zalicza się do kompletu gwarantującego trwałość związku małżeńskiego... Zwróćcie uwagę, że przez to przyjęliśmy za poprawne nawet pojęcie - religia gospodarcza - choć bez tego kolażu ze słowem w wersji łacińskiej, nikt się nad tym nie zastanawia (pardon - czytałam o socjologu, który zdaje się rozumieć ten problem, że brak na świecie naukowej teorii religii (więzi) wywołuje zażarte walki o samo rozumienie tego słowa; nazywa się Andrzej Bronk).
Gdy mamy 100 i więcej "religii", a jeszcze mnożą się bez końca, to musimy powoływać tzw. religioznawcę do ich zgłębiania, by wyjaśniał ogółowi na czym polegają, ale gdyby powstała naukowa definicja religii, a przynajmniej tak naukowa, by nie dało się do tego worka wrzucać kompletnie wszystkiego łącznie z antyreligią (antywięzią), to nawet religiologa nie trzebaby było do uczenia ludzi, co to w ogóle jest religia.